Online auctions ⭐ PATERA Z ORFEUSZEM I EURYDYKĄ, Polska, Ćmielów, ok. 1930 ⭐ Internet live bidding Visit Check prices 🔷 Lictyuj w OneBid
Превод на песента „Pożegnanie z Orfeuszem“ на Joanna Rawik от полски на английски Deutsch English Español Français Hungarian Italiano Nederlands Polski Português (Brasil) Română Svenska Türkçe Ελληνικά Български Русский Српски Українська العربية
I potem ostro z nimi zerwała, nie wiem dlaczego. O tym się nie mówiło". O!lśnienia 2021: Waldemar Tatarczuk z nagrodą. Mocne przemówienie laureata; Malczewski, pogrążony w depresji po rozstaniu z Balową, symbolicznie odniósł się do tej sytuacji w serii obrazów z Orfeuszem i Eurydyką. Prezentowane w DESA Unicum dzieło stanowi
Z żyjącą Eurydyką. A ty masz dźwięków pięknem Przekonać martwe uszy Przejętych głuchym wstrętem Wystygłych Orfeuszy Ostrożnie stawiaj kroki Bo w sobie masz swój Hades I w sobie cień głęboki I bezład razem z ładem Wiem dobrze jak ci ciężko Nie dzielić bólu z nikim I wracać martwą ścieżką Bez żywej Eurydyki Ona się
View PEJZAŻ Z POŁUDNIA FRANCJI (1927) By Hayden Henri; oil, canvas; 32.8 cm x 40.8 cm; Signed; Edition. Access more artwork lots and estimated & realized auction prices on MutualArt.
Vay Tiền Online Chuyển Khoản Ngay. Orfeusz i Eurydyka Christopha Willibalda Glucka to jeden z najpiękniejszych utworów muzyki klasycznej opowiadający o miłości wystawionej na wielką próbę – mówi Magdalena Piekorz, reżyser spektaklu, laureatka Złotego Lwa na 29. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni (2004, za film „Pręgi”, debiutująca jako reżyser operowy. Orfeusz po śmierci Eurydyki, dostaje szansę by zstąpić do piekieł i przywrócić ukochaną żonę do świata żywych. Warunkiem jest jednak to, że podczas wędrówki ani razu na nią nie spojrzy. Zadanie to stawia przed nim Amor, pośrednik Jowisza. Orfeusz podejmuje próbę i schodzi do Hadesu poskramiając śpiewem piekielne Furie. Przepowiednia Amora o spotkaniu z ukochaną spełnia się. Przed nimi już tylko droga powrotna, która okaże się większym wyzwaniem niżby można przypuszczać. Naszym pomysłem na realizację dzieła Gluck’a jest stworzenie wielowymiarowego spektaklu taneczno-muzycznego, który łączyć będzie klasyczną i współczesną formę wypowiedzi. Żeby oddać archetypiczny charakter utworu (utrwalonego przez tradycję mitu) w warstwie scenograficznej i kostiumowej nawiązywać będziemy do antyku. Orfeusz i Eurydyka pojawią się na scenie jako posągi, które mieć będą swoich odpowiedników wśród tancerzy (alter ego). Ci wyrażać będą ich emocje zamrożone przez przedwczesne rozstanie małżonków. Wraz z rozwojem akcji, ich postaci stawać się będą coraz bardziej ludzkie a kulminacyjne spotkanie Orfeusza i Eurydyki pokaże, że jeśli chodzi o historię ludzkości w kwestii relacji poza kontekstem i czasem historycznym nic się właściwie nie zmieniło. *** „Orfeusz i Eurydyka” Christopha Willibalda Glucka w Warszawskiej Operze Kameralnej Premiera tego dzieła, zaliczanego do grona najsłynniejszych oper XVIII-wiecznych, odbędzie się 2 marca 2019 roku a kolejne spektakle: 3, 8 i 9 marca 2019 r. „Orfeusz i Eurydyka” począwszy od swej premiery 5 października 1762 roku na deskach wiedeńskiego Burgtheater, udanie, podbijając serca melomanów, kroczy przez kolejne sceny operowe świata. Polska premiera miała miejsce czternaście lat po prapremierze (1776) i dwa lata po wystawieniu paryskim, które pokazało światu nową wersję dzieła. Wspomniane novum polegało na odejściu od angażowania do głównej partii kastrata, a powierzenie jej zgodnie z ówczesną modą tenorowi. O popularności i ponadczasowym pięknie dzieła świadczy fakt, że doczekało się ono znakomitej adaptacji ręką samego Hectora Berlioza, który doprowadził nawet do powstania nowej, włoskojęzycznej wersji, ta zaś podbiła czołowe sceny Włoch (z La Scalą włącznie) a prowadzona przez Arturo Toscaniniego, zachwyciła melomanów nowojorskiej Metropolitan Opera. Prowadząc „Orfeusza i Eurydykę” za pulpitem dyrygenckim stawali tacy giganci kapelmistrzowskiego fachu jak Bruno Walter, Pierre Monteux i Wilhelm Furtwängler, Dzieło z czasem w imię osiągnięcia realizmu scenicznego doczekało się kolejne nowej wersji, w której główna partia męska została dedykowana barytonowi. Ta mnogość wersji sprawiła, że na pewien czas zapomniano o oryginalnej Gluckowskiej, francuskojęzycznej, a powrócił do niej sam Fritz Reiner w londyńskiej Covent Garden (1937). Kierownictwo muzyczne nad premierą sprawować będzie Stefan Plewniak, artysta o którym mówi się, że to jedno z najbardziej elektryzujących nazwisk tej dekady XXI wieku. To jeden z najwybitniejszych skrzypków barokowych młodego pokolenia, absolwent Akademii Muzycznej w Krakowie, Conservatory Maastricht Holandia oraz Conservatoire National Superier de Musique et Danse de Paris. Doświadczenie artysty w obcowaniu z muzyką dawną wykonywaną zgodnie z zasadami epoki na instrumentach dawnych, ma tu niebagatelne znaczenie, bowiem poprowadzi on Zespól Instrumentów Dawnych Warszawskiej Opery Kameralnej - Musicae Antiquae Collegium Varsoviense. Stefan Plewniak: Orfeusz i Eurydyka jest jednym z moich ulubionych mitów, ponieważ opowiada o miłości, która przezwycięża śmierć. Orfeusz jest postacią, która boskim śpiewem potrafi poskromić piekielne zjawy. Jest niezrównanym artystą i bohaterskim kochankiem. Sam mit porusza najbardziej egzystencjalne dla ludzkości pytania o miłości, śmierci, i to co w nim najpiękniejsze, że autentyczną wiarą i miłością można pokonać wrota śmierci, a nawet więcej, wrócić z zaświatów z ukochaną osobą. Subtelna treść mówiąca o nieśmiertelności i nasze wyobrażenia o tym co nas spotyka po śmierci sprawia, że opera Glucka jest osadzona na bardzo mocnym postumencie. Gluck w sposób bardzo nowatorski pochyla się nad swoimi postaciami Orfeusza, Eurydyki i Amora, konstruując bieg opery w taki sposób, alby miały czas na duchową przemianę, rozterki, wewnętrzną walkę, upadek, a w końcu i zwycięstwo. Moje ulubione fragmenty opery to przejmujące chóry żałobne w pierwszym akcie; zjednanie Furii piekielnych, które otwierają Orfeuszowi przejście przez bramy piekieł na początku drugiego aktu. Arkadyjska aria Orfeusza, zachwyconego nad pięknem Elizjum, w którym przebywa Eurydyka. Mistrzowska scena prowadzenia Eurydyki przez Orfeusza piekielnym szlakiem; ich rozmowa, i prawdziwe, z życia zaczerpnięte pytania, wątpliwości i ciekawość z ust Eurydyki, a jednocześnie męska stanowczość i postanowienie dochowania przysięgi w postawie Orfeusza, prowadzące do małżeńskiej kłótni w trzecim akcie i w konsekwencji finalny bieg wydarzeń, który gmatwa się by prowadzić do nieoczekiwanego tryumfu. Opera ma wspaniały dramatyzm, wartki bieg akcji i wiele wzruszających, trzymających w napięciu chwil. Nie mogę się doczekać realizacji tego działa i współpracy z tak wspaniałym zespołem realizatorów. Życzę wszystkim widzom, oczekującym na pierwszą w tym 2019 roku premierę, wielu wspaniałych wrażeń i wzruszeń. Reżyseria: Magdalena Piekorz, Laureatka Złotego Lwa na 29. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni (2004, za film „Pręgi”, nominacja do Oscara w kategorii film nieanglojęzyczny)Kierownictwo muzyczne: Stefan PlewniakScenografia i kostiumy: Katarzyna Sobańska i Marcel Sławiński twórcy scenografii do "Zimnej Wojny"Choreografia: Jakub LewandowskiReżyseria świateł: Hektor WeriosAsystent reżysera: Bartosz BuławaWykonanie kostiumów: Dorota Goldpoint WYSTĘPUJĄ: Orfeusz: Artur Janda, Szymon Komasa Eurydyka: Maria Domżał, Barbara Zamek Amor: Eliza Safjan, Sylwia Stępień {info. pras}
Po lewej stronie wąwozu wznosiło się dzikie, kamieniste zbocze. Kręta ścieżka wiodła między szarawymi głazami. Opar znad strumienia przyciemniał barwę wysuszonych za dnia porostów. Nadchodzący świt zagęszczał szarą mgłę wypełniającą mroczne jary, rysował coraz wyraźniejszą, coraz grubszą kreską skaliste grzbiety; niebo na wschodzie różowiało. Należało wyruszyć, krok za krokiem, w stronę szczytu. Po drugiej stronie znajdowała się żyzna, rozległa dolina. Żyzna, rozległa dolina. Zapewne rosły tam sady, zieleniały pola uprawne i pastwiska. Należało więc wyruszyć. Zapewne. Stromą ścieżką pod górę. Nastała pora. Opadająca mgła tłumiła szelest liści olch i łopianów rosnących nad potokiem, wchłaniała ciche poszumy wiatru i plusk wody płynącej wąskim korytem. W wilgotnym powietrzu czułam nieznaczne, leciutkie drżenie. Przywodzące na myśl antyczną frazę: Ah miseram Eurydicen... To n zamykające westchnienie, sięgające nieprzebytych otchłani, cichnące wśród rozpraszających się szarości brzasku, ulotne, teraz właśnie umykało między pniami drzew jak cień nimfy, jak echo odwiecznego, nie milknącego lamentu. Po drugiej stronie grzbietu, tam, gdzie promienie słońca swym blaskiem srebrzyły i złociły krople schnącej rosy, w żyznej, zielonej dolinie śpiewały ptaki. I niemożliwością było trwać tu i tam, słuchać błąkającej się po bezdrożach skargi Eurydyki, a jednocześnie doznawać radości i zachwytu na widok gałęzi obwieszonych dojrzewającym owocem. Mimo iż pamięć wypełniona wiedzą o ludziach, zwierzętach i roślinach tak łatwo ukazuje w ramach jednego wyobrażenia oba zbocza tej samej góry, jednakże w rzeczywistości w żaden sposób nie można tam przebywać w jednej i tej samej chwili. Jadowity wąż, który zbudziwszy się gwałtownie, wbił żądło w bosą stopę Eurydyki, musiał już o wiele wcześniej leżeć na ścieżce, zwinięty między nagrzanymi słońcem kamieniami, jawny i wyrazisty jak znak ostrzeżenia, a przecież ukryty podstępnie w barwie swych łusek. Lecz czy mogła dostrzec tę groźbę, biegnąc na spotkanie z Orfeuszem, którego głos rozbrzmiewał w jej sercu najpiękniejszymi metaforami, skoro wiara, nadzieja i miłość wypełniały jej serce bez reszty. Fałdy przejrzystej, białej sukni Eurydyki układały się rytmicznie jak strofy wiersza, bieg i wiatr odsłaniały jej smukłe kolana. Jak więc mogła dojrzeć, spiesząc ku ukochanemu, w którym miejscu nadzieja zrasta się ze złudzeniem, nie miała czasu, by zadać sobie pytanie, czy wiara w swej istocie jest budowlą podobną wzniesionej z marmuru świątyni; nie wątpiła, że teraz właśnie tylko ona, Eurydyka, wie w sposób doskonały, niezmącony i jedynie prawdziwy, co nazywa się szczęściem i miłością. A jeżeli, jak powiadają, działo się to w południe, to przecież w zapachu rozgrzanych letnim upałem ziół z pewnością można już było wyróżnić nutkę goryczy. Czy mieszkające w drzewach i potokach towarzyszki Eurydyki wcześniej znały słowa, które za chwilę miały wypełnić dolinę strumieniami żalu? One pierwsze umiały wyśpiewać bolesny refren, wnikający echem między załomy skał. Zapewne też wiedziały, że Eurydyka wprawdzie przekroczyła wrota śmierci po raz pierwszy, lecz nie ostatni. Jej wiara, nadzieja i miłość do Orfeusza miały się okazać mniej podatne na erozję niż trzeźwy instynkt życia. Bardziej trwałe niż potrzeba spokoju. Niezniszczalne jak ufność ślepca, niezdolnego z natury rzeczy odgadnąć wzrokiem istnienia muru bądź przepaści, ku którym prowadzi go ścieżka. Podchodząc w górę skalistym zboczem wąwozu zostawiałam za plecami zanikające mgły. Różanopalca jutrzenka obejmowała blaskiem cały krajobraz, szła ku mnie niepowstrzymaną powodzią światłości. Nie widziałam własnego cienia, który wysnuwał swój domniemany byt poza moją świadomością. Cóż mnie jednak mógł obchodzić własny cień! Z ulgą przepłaszałam z myśli owe bliźniacze, chwiejne i dwuznaczne słowa, z pomocą których człowiek usiłuje zamknąć w swej głowie, czyli zestalić w raz na zawsze określoną formę — a więc i treść — różne figlarnie umykające jego rozumieniu sprawy, takie jak na przykład piękno czy dobro. W miejscu, gdzie ścieżka skręcała w prawo, widziałam, jak między szarymi skalnymi płytami sunie, w ślad za swym nieodłącznym towarzyszem, cień wspinającego się ku grani mężczyzny. Który musiał wyruszyć wcześniej, przede mną. Szedł pewnie, nie oglądając się za siebie. Czy wiedział lub domyślał się istnienia owej żyznej doliny po drugiej stronie góry i olśniony obrazem jej bujnego piękna tam właśnie pragnął dotrzeć? Czy też zmierzał ku innemu celowi... A może postanowił oddalić się od miejsc lub spraw, których nie znałam? Zboczem prowadziła tylko jedna ścieżka. Teraz ja stawiałam na niej stopy, nadeptując stopy własnego cienia, spowitego, zapewne, w cień mojego ubrania. Czy na włosach mojego cienia osadzały się szarym, płochliwym nalotem te myśli, które starałam się zepchnąć z drogi, gdy mi przeszkadzały, gdy stawały się natrętne, mącąc porządek, celowość i jasność trzeźwych skojarzeń? Mężczyzna zmierzający ku grani cały czas szedł przed siebie, teraz na stromiźnie nieco wolniej, ale wciąż równie pewnie, jakby jego oczy były bez przerwy utkwione w coś, co przykuwało w zupełności jego całą uwagę. Ja nie musiałam się spieszyć. Nie musiałam gnać, pędzić przed siebie, wpatrzona w jakiś jeden cel czy punkt. Mogłam spokojnie wspinać się urwistym zboczem, czekać, aż widok odsłoni się sam z siebie. Jakikolwiek by nie był. Lecz co za myśli, co za pragnienia sprawiały, że człowiek idący przede mną pod górę miał w swej postawie taką pewność... Widziałam, jak zdąża ku czemuś wyprostowany, skupiony, niezachwiany. Słońce wstawało, coraz bardziej złote. Ciekawe, czy Orfeusz — niezależnie od tego, jaki później czekał go los — opuszczając ciemności Hadesu początkowo miał w sobie tyle wiary, że jeśliby w niej wytrwał, postępujący w ślad za nim cień Eurydyki mógłby połączyć się z jej ciałem? Oddalając się od mgieł i oparów, idąc w stronę wschodzącego słońca, próbowałam dociec, czemu Orfeusz się odwrócił. Czy dlatego, że niesiony w myślach wizerunek ukochanej na skutek znużenia zastąpił jego własny obraz, przyciągający z coraz większą siłą ? W rozpaczy, jaka go ogarnęła po śmierci Eurydyki, nie zapomniał, że jest królem, poetą i mistrzem w swej sztuce. Przecież właśnie dźwięk jego liry sprawił, że uchyliły się wrota krainy umarłych. Dlaczego więc potem się odwrócił? Czy się potknął, gdy nieoczekiwanie owiała go chmura zwątpienia, czy też zerknął przez ramię chcąc się upewnić, jak teraz wygląda Eurydyka? Czy znów go widzi, czy spogląda na niego z zachwytem jak zawsze, czy wciąż jeszcze darzy go miłością i uwielbieniem? Czy też, nie słysząc za sobą szelestu jej kroków, pomyślał, że bogowie zadrwili z niego i chcą uderzyć w jego ból jak w strunę, by się przekonać, czy zdołają wydobyć z jego serca jeszcze bardziej przejmującą, bardziej kunsztowną pieśń? A może po prostu uskoczył przed wężem ułożonym na tej ścieżce przez los. Zwiniętym w kłębek, czyli w spiralę. Zbliżałam się do miejsca, w którym ścieżka zaczynała się wznosić ostro, prawie pionowo. Idący przede mną mężczyzna stał już na grani, plecami do mnie. Nie odwrócił się, by spojrzeć za siebie. Widać nie pochodził z Tracji.
Interpretacja wiersza "Orfeusz i Eurydyka" Czesław Miłosz... – noblista z 1980r., który wkrótce po śmierci swej żony Carol, napisał poemat Orfeusz i Eurydyka dedykowany właśnie swej ukochanej. Mówi się, iż ten wiersz to Miłosz w pigułce, głównie dlatego, ponieważ jest tu opisana jego miłość, problemy oraz programy poetyckie autora. Wiersz zmarłego już laureata nagrody Nobla można interpretować na wiele sposobów. Jednak pierwszą myślą jaka się nasuwa, jest próba przywołania zmarłej żony, chociażby w myślach i marzeniach. Miłosz, do tego celu użył mit o Orfeuszu i Eurydyce. Do takich skojarzeń przybliża nas nie tylko tytuł poematu, lecz także jego treść, która w większości opiera się na micie. Widzimy tutaj drogę bohaterów, tą samą którą przebyli w dziele antycznym. Uważam, iż noblista użył właśnie takiego mitu jak Orfeusz i Eurydyka , iż chciał pokazać co mógłby zrobić dla ukochanej Carol. Widzimy, że tak samo jak Orfeusz, Polak mógłby i gdyby było to możliwe na pewno zszedłby do podziemnego Hadesu, by odzyskać żonę. Niestety w końcu zaczyna rozumieć, iż jest to niemożliwe, I stało się co przeczuł. Kiedy odwrócił głowę, Za nim nie było nikogo Autor pokazuje nam tutaj zachowanie zarówno własne – Orfeusza, jak i żony – Eurydyki. Widać wyraźnie, iż noblista opisuje czyny ukochanej. Ona zawsze była przy nim, gdy miał problemy lub gdy przechodził przez życie. Można to zauważyć głównie we fragmencie opisującym powrót bohaterów do świata żywych. Stawał i nasłuchiwał (...) Zatrzymywali się również, (...) Kiedy zaczynał iść, odzywał się ich dwutakt . Czesław Miłosz chciał historie o próbie odzyskania ukochanej przenieść do XX wieku. Widzimy w wierszu Światła aut za każdym napływem mgły przygasały , Pchnął drzwi. Szedł labiryntem korytarzy, wind lub Elektroniczne psy mijały go bez szelestu . Mamy tu obraz nowoczesnego i zreformowanego Hadesu, który istniał przez te wszystkie lata, od antyku po czasy nowożytne, zmieniając się tak jak zmieniał się świat. Czytelnik może się tylko domyślać, iż za Charona i jego łódkę Orfeusz mamy tu windę, a elektroniczne psy to dawny Cerber. W poemacie mamy przykład wszechwiedzącego podmiotu lirycznego, który mówi do ogółu słuchaczy, do osób, które uważają, iż znalazły się już kiedyś w takiej sytuacji. Samo dzieło możemy zaliczyć do liryki refleksyjno-filozoficznej, która porusza problemy ludzkiego życia, lub do autotematycznej czyli takiej która obrazuje przemyślenia poety. Orfeusz i Eurydyka jest elegią. Jest to podniosły i poważny utwór z nastrojem smutku i melancholii. Jeżeli chodzi o konstrukcje wiersza to z całą pewnością możemy powiedzieć, iż jest to wiersz biały, czyli taki, który nie zawiera rymów. Znajdują się tu strofy, z metaforami ( Pod tysiącami zastygłych stuleci, Na prochowisku zetlałych pokoleń ) oraz epitetami ( liryczni poeci , oszklonymi drzwiami ). Środki stylistyczne zawarte w utworze zachęcają czytelnika do zagłębienia się w lekturze, pomagając mu wyobrazić sobie sytuacje w których znajdują się bohaterowie. Podsumowując, uważam, że Czesław Miłosz użył w swym poemacie Orfeusz i Eurydyka mit o tym samym tytule, by pokazać swój pogląd na problemy śpiewaka. Myślę, że chciał on tu uwypuklić własne rozterki po utracie najbliższej mu osoby. Dlatego też wiersz ten dedykowany jest jego zmarłej żonie, którą w tym wypadku utożsamiał z Eurydyką.
Na ścieżce do Hadesu Nie ścigaj się z obłokiem Umarli się nie spieszą A ty masz złożyć jeszcze Ofiarę swą muzyką I wrócić masz tą ścieżką Z żyjącą Eurydyką A ty masz jedną frazą Ogłuchłe piekło wzruszyć Wzgardliwe piekło – azyl Zgorzkniałych Orfeuszy Ostrożnie stawiaj kroki Po ludzkich stąpasz resztkach Omijaj ton wysoki Bo patos tu nie mieszka Bo tu nie mieszka szczęście Bo droga stąd – donikąd A wrócić masz tą ścieżką Z żyjącą Eurydyką. A ty masz dźwięków pięknem Przekonać martwe uszy Przejętych głuchym wstrętem Wystygłych Orfeuszy Ostrożnie stawiaj kroki Bo w sobie masz swój Hades I w sobie cień głęboki I bezład razem z ładem Wiem dobrze jak ci ciężko Nie dzielić bólu z nikim I wracać martwą ścieżką Bez żywej Eurydyki Ona się stąd nie ruszy I cisza ją pogrzebie Graj dalej Orfeuszu Żeby przekonać siebie Reader Interactions
Pozostanę jeszcze przy twórczości Jonasza Kofty.... Jednym z moich ulubionych jego wierszy jest "Wołanie Eurydyki" przepięknie śpiewane przez Hannę Banaszak Wołanie Eurydyki Orfeuszu, gdzie jesteś? Pomyliłeś znów piętra Ja Cię czekam, na ziemi Piętro niżej od piekła Tutaj wszystko jest czyjeś Tylko łzy są niczyje Orfeuszu, na ziemi się żyje Orfeuszu, na ziemi się żyje Orfeuszu, mężczyźni Przybierali twą postać Tyle rąk, tyle ust, tyle rozstań Orfeuszu, przebaczysz Przecież sam tak śpiewałeś Tylko drzewa potrafią być same Na tej ziemi piętro niżej od piekła Orfeuszu, kłamali Skradzionymi słowami Które tobie ukradli - kochany Trzeba było je chronić Teraz znają je wszyscy Powtarzają je, kiedy chcą niszczyć Orfeuszu, gdzie jesteś? Pomyliłeś znów piętra Ja Cię czekam na ziemi Piętro niżej od piekła Orfeuszu, gdzie błądzisz? Piętro niżej zjedź windą! Orfeuszu, nie zdążysz A za chwilę znów przyjdą A za chwilę znów przyjdą! Orfeuszu, za późno! Patrzysz: czemu tak pusto? Orfeuszu: Zabiło mnie lustro! Edmund Dulac - Orpheus and Eurydice, Mit Jana Parandowskiego "Orfeusz i Eurydyka " o wielkim uczuciu silniejszym niż śmierć stał się inspiracją dla wielu poetów, muzyków i malarzy… Jan Parandowski w „Mitologii” opowiada: Orfeusz był królem Tracji. Był młodym i pięknym młodzieńcem, obdarzonym wielkim darem. Posiadał niezwykły talent - prześlicznie śpiewał i grał na lutni. Jego muzyka gromadziła wokół ludzi i zwierzęta, a wszyscy zasłuchiwali się w tonach wydawanych przez lutnię Orfeusza. Wszystko, co żyło, zbierało się dookoła niego, aby posłuchać jego pieśni i grania. Drzewa nachylały nad nim gałęzie, rzeki zatrzymywały się w biegu, dzikie zwierzęta kładły się u jego stóp. Żoną Orfeusza był nimfa drzewna, hamadriada - Eurydyka. Była niezwykle piękna, do tego stopnia, że kto ją zobaczył musiał ją pokochać. Orfeusz i Eurydyka kochali się bardzo., stanowili niespotykanie zgrane małżeństwo. Jednakże syn Apollina i nimfy Kyreny - Aristajos zakochał się w pięknej Eurydyce. Był to bartnik, który zdradził ludziom tajniki pszczelarstwa, uprawy winorośli i oliwki. Dostrzegł cudną nimfę pośród zielonych łąk w dolinie Tempe. Nie wiedział, że jest zamężna, inaczej nigdy nie naruszył by spokoju pięknej nimfy. Zaczął ją gonić. Podczas ucieczki, Eurydykę ukąsiła żmija. Nimfa wkrótce umarła. Orfeusz nie mógł pogodzić się z jej śmiercią. Postanowił dokonać rzeczy szalonej i niemożliwej - udać się do królestwa podziemi i wydostać stamtąd ukochaną. Zabrał ze sobą swoją czarodziejską lutnię. Muzyką zdołała przekupić Charona, który za darmo przewiózł Orfeusza na drugi brzeg Styksu. Nawet groźny Cerber zasłuchał się w pięknych tonach, wydawanych przez lutnię Orfeusza, który znalazł się zaraz potem przed obliczem władcy Hadesu: nie przestał grać, lecz potrącając z lekka struny harfy, skarżyć się zaczął, a skargi układały się w pieśni. Zdawało się, że w królestwie milczenia zaległa cisza większa i głębsza niż zwykle. I stał się dziw nad dziwy: Erynie, nieubłagane, okrutne, bezlitosne Erynie płakały! Hades rozkazał Hermesowi aby wyprowadził Eurydykę z powrotem na świat. A zatem król podziemia zgodził się dokonać rzeczy, której wcześniej nie robił. Dał jednak Orfeuszowi ostrzeżenie: Eurydyka iść będzie za Orfeuszem, za nią niech kroczy Hermes, a Orfeusz niech pamięta, że nie wolno mu oglądać się poza siebie. Jednak droga wiodła przez bardzo długie i ciemne ścieżki. Kiedy byli już prawie na górze Jan Baptist Carot – Orfeusz i Eurydyka /Orfeusz wyprowadzający swą ukochaną kobietę z krainy śmierci:/ Orfeuszem zawładnęło niepohamowane pragnienie aby odwrócić się i spojrzeć na swa ukochaną. Kiedy to uczynił Hermes zatrzymał Eurydykę w podziemiu. Orfeusz stracił swą żonę na zawsze. Wyszedł sam z Hadesu. Nie mógł wejść tam drugi raz. Błąkał się po łąkach i wołał swoją ukochaną jednak nigdzie jej nie było. Dobijał się także do bram Hadesu. Nie wpuszczono go. Powrócił więc do Tracji. Swoimi skargami, rzewnymi pieśniami wypełniał doliny, góry, świat. Pewnego razu przypadkiem natrafił na dziki orszak bakchiczny. Obłąkane menady rozszarpały jego ciało na sztuki. Głowa Orfeusza wpadła do rzeki i wraz z jej nurtem popłynęła do morza. Usta Orfeusza powtarzały nieustannie imię swej ukochanej. Głowa dotarła na wyspę Lesbos. Tutaj została pochowana, a w miejscu pochówku powstała wyrocznia. Gustave Moreau Dziewczyna niosąca głowę Orfeusza na lirze Ponieważ Orfeusz przez całe swoje życie wiernie służył muzom, te postanowiły pozbierać szczątki jego rozerwanego ciała. Pogrzebały go u stóp Olimpu. (...) Ta piękna grecka opowieść o dwojgu pragnących się istnieniach była natchnieniem dla bardzo wielu artystów. Wątek Orfeusza i Eurydyki odnajdujemy w poezji, w malarstwie i muzyce Nasz noblista Czesław Miłosz inspirowany tym mitem w poemacie „Orfeusz i Eurydyka” żegna się z Carol, zmarłą niedawno żoną. Jest już człowiekiem starym i dojrzałym - dokonuje przy okazji obrachunku z samym sobą. Poemat pisany współcześnie wykorzystuje rekwizyty współczesności, w jego scenerii znajdują się elementy nowoczesnego szpitala jak elektroniczne roboty posuwające się bezszelestnie korytarzami, oszklone drzwi, windy... Wyznał, że pisał go nocami - zamiast rozpaczać i rozmyślać, utwór powstawał jakby bez jego woli: (…) „ Ten utwór ma pewien klucz. Leciałem z Krakowa do San Francisco, wiedząc, że Carol umiera, że koniec jest nieunikniony; jedyne o co chodziło, to żeby zdążyć do szpitala przed jej śmiercią. I właściwie ta podróż po Hadesie, to moja podróż do San Francisco, i wędrówka po szpitalu. Zdążyłem być w szpitalu przed śmiercią Carol,ale to już były jej ostatnie godziny, a następnie widziałem ją po śmierci. Bardzo jest przykre to wydobywanie tła osobistego, ale ono w poemacie istnieje. ( „Twarz jej nie ta, zupełnie szara”) Czesław Miłosz Orfeusz i Eurydyka In memoriam Carol Stojąc na płytach chodnika przy wejściu do Hadesu Orfeusz kulił się w porywistym wietrze, Który targał jego płaszczem, toczył kłęby mgły, Miotał się w liściach drzew. Światła aut Za każdym napływem mgły przygasały. Zatrzymał się przed oszklonymi drzwiami, niepewny Czy starczy mu sił w tej ostatniej próbie. Pamiętał jej słowa: ,,Jesteś dobrym człowiekiem''. Nie bardzo w to wierzył. Liryczni poeci Mają zwykle, jak wiedział, zimne serca. To niemal warunek. Doskonałość sztuki Otrzymuje się w zamian za takie kalectwo. Tylko jej miłość ogrzewała go, uczłowieczała. Kiedy był z nią, inaczej też myślał o sobie. Nie mógł jej zawieść teraz, kiedy umarła. Pchnął drzwi. Szedł labiryntem korytarzy, wind. Sine światło nie było światłem, ale ziemskim mrokiem. Elektroniczne psy mijały go bez szelestu. Zjeżdżał piętro po piętrze, sto, trzysta, w dół. Marzł. Miał świadomość, że znalazł się w Nigdzie. Pod tysiącami zastygłych stuleci, Na prochowisku zetlałych pokoleń, To królestwo zdawało się nie mieć dna ni kresu. Otaczały go twarze tłoczących się cieni. Niektóre rozpoznawał. Czuł rytm swojej krwi. Czuł mocno swoje życie razem z jego winą I bał się spotkać tych, którym wyrządził zło. Ale oni stracili zdolność pamiętania. Patrzyli jakby obok, na tamto obojętni. Na swoją obronę miał lirę dziewięciostrunną. Niósł w niej muzykę ziemi przeciw otchłani, Zasypującej wszelkie dźwięki ciszą. Muzyka nim władała. Był wtedy bezwolny. Poddawał się dyktowanej pieśni, zasłuchany. Jak jego lira, był tylko instrumentem. Aż zaszedł do pałacu rządców tej krainy. Persefona, w swoim ogrodzie uschniętych grusz i jabłoni, Czarnym od nagich konarów i gruzłowatych gałązek, A tron jej, żałobny ametyst, słuchała. Śpiewał o jasności poranków, o rzekach w zieleni. O dymiącej wodzie różanego brzasku. O kolorach: cynobru, karminu, sieny palonej, błękitu, O rozkoszy pływania w morzu koło marmurowych skał. O ucztowaniu na tarasie nad zgiełkiem rybackiego portu. O smaku wina, soli, oliwy, gorczycy, migdałów. O locie jaskółki, locie sokoła, dostojnym locie stada pelikanów nad zatoką. O zapachu naręczy bzu w letnim deszczu. O tym, że swoje słowa układał przeciw śmierci I żadnym swoim rymem nie sławił nicości. Nie wiem, rzekła bogini, czy ją kochałeś, Ale przybyłeś aż tu, żeby ją ocalić. Będzie tobie wrócona. Jest jednak warunek. Nie wolno ci z nią mówić. I w powrotnej drodze Oglądać się, żeby sprawdzić, czy idzie za tobą. I Hermes przyprowadził Eurydykę. Twarz jej nie ta, zupełnie szara, Powieki opuszczone, pod nimi cień rzęs. Posuwała się sztywno, kierowana ręką Jej przewodnika. Wymówić jej imię Tak bardzo chciał, zbudzić ją z tego snu. Ale wstrzymał się, wiedząc, że przyjął warunek. Ruszyli. Najpierw on, a za nim, ale nie zaraz, Stukanie jego sandałów i drobny tupot Jej nóg spętanych suknią jak całunem. Stroma ścieżka pod górę fosforyzowała W ciemności, która była jak ściany tunelu. Stawał i nasłuchiwał. Ale wtedy oni Zatrzymywali się również, nikło echo. Kiedy zaczynał iść, odzywał się ich dwutakt, Raz, zdawało mu się, bliżej, to znów dalej. Pod jego wiarą urosło zwątpienie I oplatało go jak chłodny powój. Nie umiejący płakać, płakał nad utratą Ludzkich nadziei na z martwych powstanie, Bo teraz był jak każdy śmiertelny, Jego lira milczała i śnił bez obrony. Wiedział, że musi wierzyć i nie umiał wierzyć. I długo miała trwać niepewna jawa Własnych kroków liczonych w odrętwieniu. Dniało. Ukazały się załomy skał Pod świetlistym okiem wyjścia z podziemi. I stało się jak przeczuł. Kiedy odwrócił głowę, Za nim na ścieżce nie było nikogo. Słońce. I niebo, a na nim obłoki. Teraz dopiero krzyczało w nim: Eurydyko! Jak będę żyć bez ciebie, pocieszycielko! Ale pachniały zioła, trwał nisko brzęk pszczół. I zasnął, z policzkiem na rozgrzanej ziemi. Na życzenie czytelniczki Dorjanki która zwróciła uwagę, że oprócz Hanny Banaszak - znana piosenkarka Anna German też posiada w swoim repertuarze sparafrazowaną piosenkę o Orfeuszu i Eurydyce... / załączam ją poniżej / co potwierdza jak inspirującym tematem dla artystów jest ten grecki mit Jana Parandowskiego. Sięgają doń muzycy, malarze, poeci, a i ja do niego będę jeszcze wracała. Anna German "Tańczące Eurydyki " W kawiarence na rogukażdej nocy jest koncert. Zatrzymajcie się w progu,Eurydyki tańczące. Zanim świt pierwszy promieńrzuci smugą na ściany, niech was tulą w ramionachOrfeusze pijani. Płyną gwiazdy jak stulecia,noc kotary mgły tańczące Eurydykikoronkowy rzuca szal. Rzeka śpiewa pod mostami,tańczy krzywy cień latarni,o rozwarte drzwi kawiarnigrzbiet ociera czarny kot. Kto ma takie dziwne oczy?Eurydyka, Eurydyka!Kto ma takie dziwne usta?Eurydyka, Eurydyka!Już niedługo na widnokrągświt różowy spełznie wolno,mgły rozwieją się jak przędza,zbledną światła, pryśnie się zerwał w zaułkach, trąca drzewa jak struny. Czy to śpiewa Orfeo, czy to drzewa tak szumią? Na wystawę w drogerii czarny kot cicho wraca, zanim kogut zapieje, musi wtopić się w zapach. Rzeka szemrze pod mostami, znikł już szary cień latarni, wchodzą ludzie do kawiarni,na ulicy zwykły gwar. A wiatr tańczy ulicami, wiatr kołuje jak pijany, i rozwiesza na gałęziachz pajęczyny tkany szal. Kto ma takie dziwne oczy? Eurydyka, Eurydyka! Kto ma takie dziwne usta?Eurydyka, Eurydyka! A wiatr tańczy ulicami, wiatr kołuje jak pijany, mgły rozwiały się jak przędza,został tylko, został tylko, czarny German - Tańczące Eurydyki Anna German - Tańcząury
pejzaż z orfeuszem i eurydyką